Nie wiem od czego zacząć, dlatego pisząc o Pasikoniku, nietypowo zacznę od informacji, dotyczącej jego wagi.
Przed wczorajszym zabiegiem Pasikonik ważył 7,500 kg, po zabiegu usunięcia ropni waga wskazała 6,400 kg. 1,100 kg różnicy…
Wczorajszy zabieg Pasikonika był na pewno jednym z bardziej ekstremalnych, jakiego doświadczyliśmy, a niewiele rzeczy robi na nas wrażenie.
Wszystko wskazuje na to, że ropień Pasikonika był efektem urazu mechanicznego. Na prawej, tylnej łapie Doktor znalazł ranę, od której wszystko mogło się zacząć i ostatecznie doprowadzić do powstania gigantycznego ropnia – ropnia, który tworzył się na pewno miesiącami.
Ropień był ogromny i zaatakował głęboko tkanki na bardzo dużej powierzchni. Ropa była po prostu wszędzie.
Zdjęcia obrazujące skalę zabiegu, z uwagi na ich drastyczność zostały umieszczone w specjalnym albumie.
Zabieg trwał bardzo długo i był niezwykle wymagający. Ostatecznie wszystko udało się oczyścić, a na zakończenie usunięte zostały jeszcze dwa znajdujące się obok siebie ropnie pod brodą.
Po zabiegu dużo czasu zajęło doprowadzenie do porządku skołtunionej sierści Pasikonika w okolicy odbytu i łap. Pasikonik powoli wracał do siebie, chociaż urazowość zabiegu była bardzo duża i obawialiśmy się, jak będą wyglądały kolejne godziny.
Po kilku godzinach od zabiegu – przed 2 w nocy u Pasikonika pojawiło się krwawienie z rany pod brodą. Było to krwawienie miąższowe, ale mimo to bardzo intensywne, co zaowocowało nocną wizytą lekarską, a potem całonocnym czuwaniem.
Popołudniu Pasikonik znowu pojawił się u Doktora. Przez chwilę pojawiła się ulga – Pasikonik miał prawidłową temperaturę (to niesamowicie ważne po takim zabiegu), przyspieszony, ale stabilny oddech. Niestety nowu pojawiło się silne krwawienie, a z uwagi na brak współpracy ze strony Pasikonika, konieczna była premedykacja i kolejne zakładanie opatrunku w ranie po zabiegu pod brodą. Skrzep zaczął się tworzyć, ale wieczorem krwawienie pojawiło się po raz kolejny. W tej chwili sytuacja jest stabilna, ale do leczenia Pasikonika zostały wprowadzone dodatkowe leki, które mają ułatwić nam walkę z krawieniem – cyklonamina i wit. K – wygląda na to, że u Pasikonika mamy bardzo duże problemy z krzepnięciem krwi.
dzisiaj popołudniu
Póki co Pasikonik nie je samodzielnie, nie ma też bobków, ale najważniejsze jest to, żeby Pasikonik trzymał prawidłową temperaturę, nie krwawił, oddychał spokojnie.
Przed nami wieczorne oczyszczanie rany po usunięciu potężnego ropnia – bardzo ważne jest to, żeby rana była częściowo otwarta, tak, żeby dostawało się do niej powietrze, ponieważ tylko to w połączeniu z antybiotykoterapią, da nam szansę na walkę z ropą.
Na skokach jak i przednich łapach Pasikonik ma bardzo silne pododermatitis – lepiej nie myśleć o tym, w jakich warunkach był trzymany, ale teraz łapy już nie krwawią. Pasikonik musi mieć oczywiście w klatce miękkie podłoże – jeszcze chwila i na tylnych skokach miałby ropnie jak Hummi.
Teraz niewiele już zależy od nas. Z naszej strony będziemy robić wszystko, żeby mu pomóc, ale wiele zależy od organizmu Pasikonika i od szczęścia, bo ono też zawsze jest potrzebne.
Pasikonik jest cudownym chłopakiem. Taki miś, dosłownie.
***
Wczoraj bardzo poważny, chociaż nieoczekiwany zabieg przeszła również Cha-cha. Zabieg nieoczekiwany, bo Cha-cha przez weekend poczuła się znacznie lepiej, była aktywna, jadła, bobkowała, w ciągu kilku dni przytyła kolejne 200 gramów, a zmiana na nosie znacznie się zmniejszyła. Niestety okazało się, że to wszystko było złudne, ponieważ o ile w j. nosowej nie było ropy…okazało się, że ropa jest wyżej, dosłownie na odcinku od nosa do uszu – na całym czole – wyczuwalna jako delikatne – niewidoczne zgrubienie tkanek.
Co mogę powiedzieć, to był drugi dramatyczny zabieg. Ropy było niewiele, ale w takim miejscu każda ilość ropy to dużo, dużo za dużo z uwagi na bliskość oczu i bliskość mózgu.
Doktor wykonał u Cha-chy cięcie przez czoło. Szwy są założone tak, że mała ma wyszytą ranę. Wszystko to było mocno stresujące i przejmujące, ale…Cha-cha chyba taki nie myśli. Kiedy my walczyliśmy w nocy z Pasikonikiem, Cha-cha zaczęła jeść. Je zresztą cały czas – czuje się o niego lepiej niż w czwartek czy w piątek, co więcej właśnie kręci piruety w powietrzu i wydaje się być bardzo zadowolona…- króliki są nieprzewidywalne.
Przed nami codzienne oczyszczanie (niesamowita przyjemność…), antybiotykoterapia i nadzieja, że to samopoczucie Cha-chy będzie cały czas tak samo dobre.
Podczas wczorajszej wizyty u Doktora byli też inni podopieczni Azylu, w tym m.in. Boski, Cecylka, Jotaro i Ptyś.
Dzisiaj rano Jotaro i Ptyś pojechali na badanie krwi, Bonbon i Elias zostali wykastrowani, o tym wszystkim napiszemy jednak jutro.
poza tym w naszym świecie bez zmian
cdn.
Brak komentarzy